poniedziałek, 25 lutego 2013

Poznań zdobyty







Pierwszy pokaz „Panoptikonu” poza Toruniem mam już za sobą. Film, jaki zrobiłem o rodzinnym mieście mojej matki, przedstawiłem w mieście, z którego pochodził mój ojciec. W Poznaniu. W Kinie Pałacowym, w Centrum Kultury Zamek. To miejsce trochę ładne, a trochę brzydkie. Niewątpliwie dla Poznania ważne historycznie, ale ociekające krwią. Budynek wybudowano dla Cesarza Wilhelma II /był tam tylko dwa razy/. W czasie okupacji hitlerowskiej częściowo został adaptowany na apartament Adolfa, ale on nigdy tam nie był. Prawdopodobnie kazał go wybudować, aby polscy filmowcy mieli gdzie kręcić o nim filmy. Zadbał o scenografię.
Pokaz filmu w Zamku zorganizowało kilku facetów w pruskich mundurach z Towarzystwa Miłośników Miasta Lubonia. W filmie zagrali w kilku scenach, a teraz ściągnęli tłum do kina. Udało to się im chyba tylko dlatego, że posiadają broń i na dodatek rekonstruują armię pruską z okresu, gdy była ona jeszcze groźna. 150 osób zagonili w południe zimnej i deszczowej niedzieli do kina. Szedłem na to spotkanie jak na rozstrzelanie. Po kiego diabła jakiś gość z jakiegoś Torunia wyciąga ich z ciepłych łóżeczek i każe po ciemku siedzieć i wgapiać się w ekran. Egzekucja pewna. Co było robić, pozostało mi zginąć od słów krytyki. O dziwo nikt nie wyszedł w trakcie seansu. Pomyślałem nawet, że posnęli albo Prusacy ich na muszce trzymali, gdyż przywieźli karabin maszynowy.
Rzeczywistość okazała się zgoła inna. Kałużyński powiedział kiedyś, że dobry film to taki, na którym widza dupa nie boli. A nikt takich dolegliwości nie zgłosił. To chyba było ok. Po filmie kilka odważnych młodych ludzi zabrało głos na sali i rozmawiali potem ze mną. Wszyscy mówili moimi myślami, wywlekali nawet takie rzeczy, które bardzo głęboko ukryłem w filmie. I może nawet lepiej przyjęli ten film jak ja sam. Chwalili zdjęcia, muzykę, aktorów i wszystko, co się da. Opowiadali o swoich pozytywnych wrażeniach, a jedyne pytanie jakie padało, to który to ten Marszałek co zagrał. Odpowiadałem, że to ten z brzytwą, bo przecież każdy polityk do gardła ostrze przykłada i myśli tylko jak poderżnąć. Innych pytań nie było. Okazało się, że film jest tylko toruński w Toruniu, a poza jego granicami staje się bardziej uniwersalny.  Jest zrozumiały i przejrzysty, musi tylko trafić do inteligentnego odbiorcy.Przez to chociaż przez chwilę sam poczułem się inteligentnym człowiekiem a po słowach gospodarza projekcji, że "Poznaniowi brakuje takiego Gładycha" rozpłynąłem się w samouwielbieniu.Później już na dworcu otrzeźwiałem, pomyślałem, że to chyba niemożliwe, aby taki film mógł zrobić facet, który przez 45 minut szukał odpowiedniego peronu. Chodziłem po rozgrzebanym dworcu w kółko i nie mogłem pojąć gdzie ten cholerny pociąg stoi. Na dodatek pojechał /tak mi się wydawało/ nie w tym kierunku, co powinien. I jak taki niedowład umysłowy może robić filmy?! Chyba tylko dlatego ,że trafił na utalentowaną ekipę. Innego wytłumaczenia nie ma.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz