czwartek, 12 lipca 2012

TO SAMO



Jedno wielkie TO SAMO
Jestem prawdziwym Polakiem. Przekonuję się o tym podczas każdego zagranicznego wyjazdu.  Gdy będąc w kraju narzekam na wszystko co mnie otacza, to nagle po przekroczeniu granicy Polska okazuje się nawet, nawet w porównaniu z tym co zastaję w obcych landach. Szczególnie w takim kraju jak Węgry, bo tu jest jedno wielkie TO SAMO. Różnice są niewielkie, mają więcej papryki, własne wina, zamiast pól rzepaku – słoneczniki i jakoś tak dziwnie gadają. Reszta mieści się w unijno –koncernowej papce. Węgry to Tesco, Pepsico, Knorr, wszelki Fast food i chiński plastik. Jakiś tatuś dmucha w taki sam materac jak nad Bałtykiem, jakaś mamusia kupuje takie same lody czy jogurty jak na Mazurach a dziecko dzwoni z takiego samego telefonu. Bardzo trudno znaleźć prawdziwie węgierską restaurację, taką gdzie nie używają benzoesanu sodu, nie mówiąc już o sklepie warzywnym. Wydawałoby  się, że Węgry to raj owocowo-warzywny, gdzie wszystko rośnie samo z siebie. Nic tylko zrywać. A tu ubogo jak diabli. Więcej jest frykasów letnich w moim osiedlowym sklepiku niż w całym tutejszym miasteczku.  Porzeczek brak,  malin brak, truskawek brak, agrestu brak, brak, brak i brak. Jedyne czego nie brakuje, to wysokich cen, co widać najbardziej w dużych sklepach. W najtańszym dyskoncie pełno ludzi, a w pozostałych pustki. Pomidorki po 8 złotych, piwo po 6, a benzyna po 7.
Oj, oj, oj kryzys widać gołym okiem. Trzeba się dostosować. Właśnie wysłałem syna z gospodarzem na ryby. Może coś na kolację przyniesie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz