niedziela, 1 lipca 2012

PR-owiec



Mam w naszej ekipie panoptikonowej pana, co to się zajmuje public relation. Łatwego życia to on ze mną nie ma. Najczęściej się na mnie wkurza, bo mu się za często ze smyczy zrywam i za bardzo dokazuję. Od czasu do czasu jednak słucham jego cennych rad. I stosuję się do nich. Tak też było po obejrzeniu filmu „Homo Musicus” o toruńskich muzykach. PR-owiec przez pół nocy nakłaniał mnie do milczenia w obawie, że wywołam kolejną wojnę. W wolnym, demokratycznym kraju pozbawić mnie chciał prawa do wypowiedzi. Gadał, gadał i co rusz wyciągał nowe argumenty. Rozbawił mnie tym samym niemiłosiernie, bo generalnie to ja wcale nie miałem zamiaru wypowiadać się o tym filmie w jakikolwiek sposób. Ale jako że mam pierwszy raz w życiu osobistego PR-owca, to niech sobie popracuje i mnie przekonuje. A co. A dlaczego postanowiłem milczeć? Bo co bym nie napisał, to i tak byłoby odebrane, jako personalny atak. Napisałbym źle – to wiadomo Gładych ma kompleksy i to wszystko z zawiści. Napisałbym dobrze, to by było potraktowane, jako złośliwość, zresztą też wynikająca z moich przeogromnych kompleksów. Jakbym nie napisał - wyjdzie źle. No, ale jak nic nie napiszę, to też źle. Zarozumialec jeden ignoruje ważne toruńskie wydarzenie?  Boi się. A to wynika oczywiście z kompleksów. Jak nie urok, to sraczka. No ale cóż, od czego mam PR-owca? Niech on się martwi jak wybrnąć z tej patowej sytuacji.

1 komentarz:

  1. NA szczeście nie jestem filmowcem i obficie komentuję Homo Musicusa.

    OdpowiedzUsuń