fot.Anna Wojciulewicz - właścicielka kota
Na ostatnim planie w Muzeum Etnograficznym
pojawiło się małe stado gęsi
i kot. Zależało mi na tych
zapomnianych odrobinę ptakach, gdyż one są nasze, swojskie. Mocno osadzone w
historii regionu. To nie byle ptaszysko udomowione przez naszych przodków, ale
wyśmienite mięsko na talerzu. Kiedyś, w czasach, o których robimy aktualnie epizod,
czyli 1900 r. okolica była pełna wielkich stad gęsich, które potem pędzono aż
do Berlina, aby pruski mieszczuch mógł sobie wyhodować brzuch. Obecnie, głownie
dzięki Urzędowi Marszałkowskiemu próbuje się gęsinę na stoły przywrócić. Gęś
Biała Kołudzka jest nawet opatentowana. W Kołudze Wielkiej się tą gęś pozyskało
z dwóch rodów gęsich: „W11 – matecznego o wybitnych zdolnościach
reprodukcyjnych” i „W33 – ojcowskiego o bardzo dobrej użytkowości mięsnej”. Z
połączenia W 11 z W 33 w gęsim miłosnym uścisku powstał W 31, który po
zamarynowaniu i upieczeniu zjadamy. 10 takich W 31 przyjechało na plan, aby
sobie etnograficzną trawkę poszczypać. W jaki sposób dotarły na zdjęcia
niestety nie mogę napisać, bo jakieś „animalsy” by mnie po sądach ciągały. Załóżmy
więc, że przyfrunęły. Kot natomiast dotarł na plan w dużo lepszych warunkach. W
moim klimatyzowanym małym autku. Miał oddzielną garderobę, żarcie, osobistą
asystentkę i odmówił współpracy. Tak to bywa z gwiazdami. Nie chcą z Gładychem
pracować. I to nie tylko te zwierzęce, ale też i „homo sapiens star”. A do tej
pory były takowe trzy. Jeden światowej sławy muzyk jazzowy, drugi prawdziwy artycha,
który za parę dni prawdopodobnie otrzyma bardzo prestiżową nagrodę Trójki (o
tym też nie mogę pisać, bo to na razie tajemnica) i trzecia mała urocza dziewczynka,
której się kostium filmowy nie spodobał. To dopiero będzie gwiazda.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz