wtorek, 10 kwietnia 2012

Dokonam CUDU




Przyszło i Panu Reżyserowi usiąść i pomyśleć. Siedziałem sobie z pękiem białej kiełbasy i jajami w dłoniach, a mózg pracował. W miejscach gdzie kolbka presynaptyczna prawie styka się z kolbką postsynaptyczna zaledwie o dwa nanometry, panowała w tym czasie wzmożona wymiana jonów. Czyli po prostu Gładych myślał. O filmie. I to nie o jakichś tam Oskarach, Niedźwiedziach, uściskach dłoni Pana Prezydenta lub jego przesympatycznego zastępcy, marzącego o zrobieniu z Torunia drugiego Mediolanu. Chociaż może i o tym też. O tym, jakby tu Panu zastępcy ten Mediolan zacząć pomóc budować. Chciałbym mu pomóc poczuć się jak w La Scali, ale jedyne, co mógłbym z tym zrobić, to zrezygnować z dotacji (na co bez wątpienia liczyli). Wystarczyłoby wtedy i na frak, buty i koszule ze spinkami bursztynowymi dla naszego przedstawiciela narodu. Jakby bosko wyglądał, gdyby tę wstęgę biało-czerwoną złotymi nożyczkami ciachał przed kamerami wszystkich telewizji świata w dniu otwarcia sali koncertowej. Wystarczyłoby a jakże, ale nie dam. Będę cham, ale nie dam, co najwyżej spinki, trochę tandetniejsze mogę pożyczyć.
To i tak sobie myślałem i doszedłem do wniosku, że istnieją tylko dwie możliwości dokończenia filmu. Pierwsza, to do pozostałych, jeszcze nie powstałych epizodów zatrudnić jakiegoś mądralę, erudytę i bajarza jak np. kiedyś mógłbym Szymona Kobylińskiego lub Jerzego Waldorfa, a dzisiaj Naszego Przedstawiciela Narodu.(w tym fraku oczywiście). Posadziłbym przed kamerą i niech godzinę gada, co Gładych chciał pokazać. Cały elektorat by pobiegł do kina mistrza posłuchać. I najlepiej seanse robić w tej sali koncertowej, co to nam kulturę podniesie do europejskiego poziomu.
To jedno wyjście, a drugie trudniejsze, to dokonać cudu. I chyba przy tym jednak zostanę – dokonam CUDU. Będę pierwszym filmowcem na świecie, co dokonał prawdziwego cudu. Bo wiadomo – film to magia.
Już mi skrzydła rosną.

3 komentarze: