niedziela, 1 maja 2011

Kucharki i jajka Faberge.



Dowiedziawszy się, że trwa dyskusja na temat tekstów z GW o Funduszach na ich forum,
z ciekawością tam zajrzałem. Raczej unikam takich miejsc, gdyż są za bardzo obłocone. Anonimy podobno nawet przez komunistów były pomijane. A co dopiero teraz, w tej naszej młodej, ciągle ułomnej demokracji. Dobrze jednak, że te fora istnieją. Bo jak ktoś nie ma odwagi przyznawać się do własnych poglądów podpisując się pod nimi, to trzeba było im stworzyć swoiste „getto”. Zamknąć ich tam, niech pieprzą we własnym gronie i nie zawracają gitary. Wpływu tych dyskusji na podejmowanie decyzji i tak nie ma. To po co w ogóle o tym wspominam? Otóż pojawiły się głosy, że to ja tam dałem się wciągnąć w debatę i polemizuję z „hecerem”. Otóż nie. Ja takich ładnych zdań nie umiem składać, nie mam też cierpliwości do ciągłego tłumaczenia tych samych pojęć np., że Fundusz Regionalny to nie jest Fundusz Toruński czy Fundusz Bydgoski, tylko właśnie REGIONALNY. A spór o to czy w tym mieście czy tamtym są lepsze plenery, jest całkowicie pozbawiony sensu. Jak narzucić reżyserowi plener wybrany przez ludzi niezwiązanych z daną produkcją? To od niego zależy czy w danym ujęciu chce mieć w tle ładną uliczkę lub zwykłe krzaki. I jakie to ma znaczenie gdzie te krzaki rosną.  Fundusz może mu tylko przedstawić różne propozycje, ale to reżyser z operatorem wybiorą ten najlepszy. Promocja przez film nie polega na ciągłym pokazywaniu w tle uliczek Torunia, Bydgoszczy, Nieszawy. To jest promocja poza salą kinową. Ona trwa w trakcie robienia filmu. Gdy robiłem „Hakerów Wolności” to informacje o nas ukazywały się nieustannie. I to nie tylko w lokalnych mediach. Blog, który prowadziłem o tym filmie odwiedzali internauci z takich dziwnych dla mnie miejsc jak Ekwador, Arabia Saudyjska, Peru i Chiny. 10 tyś wejść z kilkudziesięciu krajów. A był prowadzony tylko po polsku. Film o toruńskiej historii, a żadnych tam toruńskich plenerów nie ma. Promocja to informacja o tym, że tu się robi filmy. A to ściągnie kolejne produkcje, a te produkcje to konkretna kasa wydana tu na miejscu. Fundusze to pomysł na interes. Żywa gotówka przywieziona w czarnych walizeczkach przez filmowców. To regionalne dofinansowanie powoduje przyznanie kolejnych pieniędzy z innych źródeł. O wiele większych.
 Dzisiaj dotacje są przyznawane w sposób całkowicie chaotyczny przez osoby całkowicie przypadkowe. Jakiś urzędnik, jakiś radny, jakiś malarz decydują o tym, komu i ile przyznać. To tak jakby dać kucharkom do zrobienia jajka Faberge. Niby w kuchni siedzą, to i o jajkach wiedzą wszystko, tyle tylko, że nic nie wiedzą o złocie, kości słoniowej i kamieniach szlachetnych. Widziały to tylko przez witrynę jubilera. I tak jeden z filmów został wycięty tylko dlatego, że ma powstać
wg. scenariusza Grzegorza Giedrysa, a jego w Urzędzie nie lubią, bo jest zbyt niepokorny i prowadzi koszmarnego bloga. Nie czytali scenariusza, nie mają pojęcia, w jakiej technologii ten film ma powstać i nie wiedzą nic o tym, jak się robi film. Nieświadomie jednak stają się dobrym materiałem na kolejny scenariusz.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz